O tym, jak obecny system przerzuca odpowiedzialność za wystąpienie szkód w taborze wyłącznie na funkcjonariuszy pisze Kacper Sulowski w Gazecie Wyborczej, w artykule zatytułowanym: „Funkcjonariusz rozbił radiowóz. Za naprawę potrącą mu z pensji”.
Odpowiedzialność za szkody w taborze spoczywa na funkcjonariuszach. Każdy pojazd ubezpieczony jest tylko podstawowym OC. Jeśli wypadek lub kolizję spowoduje kierowca, ubezpieczenie nie zwraca kosztów naprawy, a rachunek adresuje się na funkcjonariusza, który prowadził pojazd.
Część funkcjonariuszy wykupuje dobrowolne ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej z własnych pensji. Jeśli samochód ulegnie uszkodzeniu, ubezpieczenie pokrywa koszty naprawy, ale tylko do kwoty 15 tys. W przypadku przekroczenia tej kwoty koszt naprawy potrąca się z pensji funkcjonariusza.
W rezultacie dochodzi do paradoksalnej sytuacji, że funkcjonariusze boją się jeździć, szczególnie nowoczesnymi i drogimi radiowozami .
Autor artykułu informuje, że związkowcy Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej skierowali w tej sprawie pismo do nowego ministra spraw wewnętrznych, Mariusza Kamińskiego domagając się wprowadzenia ubezpieczeń pojazdów przed skutkami zdarzeń losowych, zwracając uwagę ministra, że obecny system, w którym koszty działalności formacji są przerzucane na funkcjonariuszy, jest dla nich bardzo krzywdzący.
Autor cytuje wypowiedź Przewodniczącego Zarządu Głównego NSZZ Policjantów Rafała Jankowskiego:
– Radiowóz to nie trolejbus, nie jeździ po wyznaczonej trasie. Działamy w różnych warunkach. Często musimy poruszać się na krawędzi ryzyka, bo ludzie nie mogą czekać na pomoc. Nie można mówić o winie policjanta, który w trakcie pościgu bierze udział w kolizji i uszkodzi radiowóz. Takie sytuacje się zdarzają. Jeśli funkcjonariusz nie ma dodatkowego ubezpieczenia, płaci za to z własnej kieszeni.
Jak na razie postulaty funkcjonariuszy pozostają bez echa. MSWiA informuje jedynie, że analizuje tę kwestię, podkreślając, że koszt ubezpieczenia AC przewyższałby ogólną wartość poniesionych szkód… Związkowcom służb mundurowych chodzi jednak o to, aby MSWiA znalazła inny sposób pokrywania kosztów eksploatacji pojazdów służbowych, niż pójście po najlżejszej linii oporu i przerzucenie ciężarów ich ponoszenia na funkcjonariuszy.