„Weronika i Jarek – tych dwoje łączy nie tylko to, że są małżeństwem. I nie tylko to, że oboje pracują w policji. Z całą stanowczością mogą czuć się wyjątkowi, bo najprawdopodobniej są jednym z zaledwie dwóch małżeństw dawców szpiku. Ona uratowała mężczyznę z Turcji, on nastolatkę z Polski.
Są rodzicami dwójki maluchów, ich synek ma 5 lat, a córeczka niespełna 2. Ona pracuje w Wydziale Kryminalnym Komendy Powiatowej Policji w Myślenicach, dokąd przeniosła się z Krakowa. On do niedawna pracował w myślenickiej drogówce, ale zamienił się z żoną, i teraz pracuje w V Komisariacie Policji w Krakowie.
Praca to jedna ich pasja, która zresztą ich połączyła, drugą, jeszcze większą jest rodzina, dlatego starają się zorganizować wszystko tak, aby żadna nie ucierpiała i moc przy tym jeszcze znaleźć czas na hobby. Ona kocha sport, on zaś motoryzację. Nieprzypadkowo film z ich udziałem fundacja DKMS nagrała na torze kartingowym.
W bazie potencjalnych dawców szpiku pierwsza zarejestrowała się Weronika. Ta myśl chodziła za nią już od liceum, ale wtedy ciągle coś stawało na przeszkodzie, najpierw niepełnoletność, potem matura i testy do policji, a wreszcie ślub i dziecko. Ale jak tylko skończyła karmić je piersią, od razu weszła na stronę internetową fundacji, żeby zrealizować plan, który siedział jej w głowie od dawna. Odebrała pakiet, który przyszedł pocztą, wypełniła formularz i odesłała go razem z wymazem z wewnętrznej strony policzka, który pobiera się za pomocą dołączonego do przesyłki patyczka.
– Mając dostęp do internetu widzę, że to działa. Że można w ten sposób komuś pomóc. Wiem, że sporo osób waha się, myśli, że jego decyzja o dołączeniu do bazy jest bez znaczenia, bo pewnie i tak nikomu nie pomoże. A przecież w ten sposób ktoś może traci szansę na pomoc – mówi Weronika, która sama na własnej skórze przekonała się, że to działa.
Zaledwie kilka tygodni od jej rejestracji zadzwonił telefon z fundacji z wiadomością, że jest potrzebna. – Potem sprawy potoczyły się szybko. Szczegółowe badania i wreszcie oddanie krwi, z której pobrano komórki macierzyste. Po kilku godzinach było po wszystkim – wspomina.
Przy pobraniu towarzyszył jej mąż Jarek. Niedługo po tym on również podjął decyzję o rejestracji w bazie potencjalnych dawców. – Choć od lat honorowo oddaję krew, o dawstwie komórek macierzystych nie wiedziałem zbyt wiele. Wątpiłem, że mógłbym w ten sposób komuś pomóc, dlatego decyzję o rejestracji odkładałem w czasie – mówi Jarek.
Jakież było jego zdziwienie, kiedy do niego również zadzwoniono z fundacji. Okazało się, że i on ma swojego genetycznego bliźniaka, który czeka na pomoc.
– Tym razem było inaczej, bo szpik był pobierany z talerza biodrowego. Zabieg odbywał się w znieczuleniu ogólnym. Jarek spędził w szpitalu 3 dni, a ja i dzieci, dzięki fundacji, mogliśmy być cały czas blisko niego – mówi Weronika. – Przez cały czas, zarówno on, jak i ja wcześniej, byliśmy otoczeni najlepszą opieką lekarską jaką mogliśmy sobie wymarzyć – mówi Weronika.
W przypadku Weroniki upłynął już odpowiednio długi czas, aby jeśli zechce, mogła poznać swojego biorcę, którym okazał się mężczyzna z Turcji, niemal jej rówieśnik. Nie wyklucza, że podejmie starania o to. Na razie, jak mówi, cieszy się wiadomościami, jakie otrzymuje od fundacji, bo wynika z nich, że nic mu już nie zagraża i czuje się dobrze. Jarek jeszcze nie można poznać młodej dziewczyny, której pomógł, ale też wie, że wróciła do zdrowia.
W ciągu mojej 10-letniej pracy w fundacji słyszałam tylko o dwóch małżeństwach, gdzie małżonkowie mieli możliwość oddania komórek macierzystych bądź szpiku. Jedną z tych par są małżonkowie: Pani Weronika i Pan Jarosław. Wyjątkowa para, która dała szanse na życie dwóm pacjentom – mówi Renata Rafa z Fundacji DKMS i dodaje: – Prawdopodobieństwo, że osoba zarejestrowana jako potencjalny dawca szpiku będzie miała możliwość oddania krwiotwórczych komórek bądź szpiku dla potrzebującego pacjenta, jest bardzo małe. W bazie Fundacji DKMS zarejestrowanych jest ponad 1 600 000 osób, a tylko 7600 faktycznych dawców miało możliwość podzielenia się cząstką siebie (…).
Źródło: Dziennik Polski